W tym też miejscu pora jest poddać jak najsurowszej krytyce nieporozumienia, jakie powstały przy niewłaściwym stosowaniu tzw. trankwilizatorów, czyli pigułek szczęścia (ang. happy pills lub krótko tianąui, w użyciu są też nazwy tranquilizers, deturmoilers, apatheticatory agents, ataiactica, ielaxantia, psycho- relaxanlia itd.). Są to przeważnie środki, które pozazdrościły powodzenia chloropromazynie i chciałyby spełniać taką samą rolę. Nie dorosły jednak do- tytułu leków syndromolitycznych; zasługują tylko na nazwę leków symptomolitycznych, gdyż wywierają wpływ kojący na objawy nerwic, a czasem częściowo i psychoz. Nie spełniają natomiast warunków, które w nowoczesnej klinice stawia się neuroleptykom, od których się żąda, aby 1) działałyr uspokajająco bez wpływu narkotycznego i niebezpieczeństwa nałogu, 2) miały zdolność wywoływania objawów wegetatywnych i neurologicznych z układu pozapiramidowego. Nieporozumienia, o których wspomniałem, bywają różnej natury i warto je tutaj omówić ku przestrodze lekarzy praktyków różnych specjalności. Budzą się tutaj następujące uwagi krytyczne:
Niepomne klinicznego podziału wyszczególnionego wyżej, firmy farmaceutyczne zalecają pod coraz to nowszymi nazwami różne leki kojące, nie czyniąc różnicy między nimi, a nawet niekiedy zacierając między nimi różnicę. A. Bi- likiewicz (1961) pisze: ?Tajemniczo brzmiąca nazwa, a także prostota w sformułowaniu receptowym sprawiają, że lekarze w lecznictwie otwartym, oblegani przez pacjentów zgłaszających przeważnie różne skargi hipochondryczne, chętnie zapisują trankwilizatory… Prawie każdy z pacjentów… zna dobrze tajemnicze nazwy leków, jak: miltown, probamyl, obliwon, ataraks itd., w których skuteczność sam wątpi. Najlepszy więc dowód, że nie w leku tkwi działanie lecznicze. Polipragmazja zobojętnia psychoterapię”. Powstał zamęt terminologiczny polega na tym, że wprawdzie largaktyl może służyć za ?uspokajacz”, wilizatorów leki psychoplegiczne o działaniu syndromolitycznym. Zamęt logiczny polega na tym, że wprawdzie largaktyl może służyć za ?uspokajacz”, ale nigdy odwrotnie. Tymczasem niektórzy lekarze, wprowadzeni w błąd przez prace poważnych nawet autorów, bardzo często przekreślają jednym pociągnięciem pióra lub jednym niebacznym słowem uzyskany efekt leczenia neuroleptykiem, zalecając choremu odstawienie dawek podtrzymujących leku syn- dromolitycznego i zapisując w zamian bezwartościowy w leczeniu antypsychotycznym trankwilizator. Oczywiście niebawem chory zgłasza się do szpitala psychiatrycznego z nawrotem psychozy. Obliczono u nas i za granicą, że mniej więcej jedna trzecia rehospitalizacji spowodowana jest przerwą w zażywaniu dawek podtrzymujących. Pomieszanie symptomolitycznych trankwilizatorów z antypsychotycznymi lekami syndromolitycznymi bywa źródłem zamętu nawet w pracach naukowych oraz w teoretycznych rozważaniach i dyskusjach, nie mówiąc już o codziennej usługowej pracy lecznictwa zamkniętego i otwartego.
Nową klęską społeczną, która w niektórych krajach przewyższa rozmiarami klęskę alkoholizmu, jest propaganda leków kojących, które zaleca się ludziom zdrowym, aby im uśmierzyć uczucie zmęczenia, zniechęcenia, przygnębienia, apatii, utraty radości życia i łaknienia, wywołane rozterkami życiowymi. Stąd pochodzą nazwy w rodzaju happy pills (pigułki szczęścia), miracle pills (pigułki cudowne), pep pills (pigułki pobudzające łaknienie) itd. Reklama włącza do tej propagandy wszystkie możliwe sposoby masowego przekazu. W wielu krajach ustawione są w publicznych miejscach automaty, z których po wrzuceniu monety można otrzymać ?uspokajacz” w kłopotach życiowych. Nie potrzeba dodawać, że uspokojenie, ukojenie, odzyskanie dobrego samopoczucia, wzmożenie energii i inne tego rodzaju efekty publiczność zdobywa nie dzięki właściwościom farmakologicznym pigułek, lecz dzięki sugestii wypływającej z reklamy. U nas nie jest jeszcze tak źle, ale i my musimy zapobiegać propagowaniu toksykomanii społecznej.
Od kilku lat bowiem bije się na alarm w wielu krajach i te głosy alarmu mnożą się w miarę powstawania coraz to nowszych związków chemicznych zalecanych przez reklamę jako nowe wprost cudowne ataiacticum (gr. ataraxia = obojętność, spokój). I tak Karpf (1959) w organie Światowej Organizacji Zdrowia wezwał do opamiętania się w spożyciu trankwilizatorów, które w 1957 r. osiągnęło w Stanach Zjednoczonych fantastyczną liczbę 1250 milionów pigułek szczęścia i dopingujących (dane Medycznego Instytutu Statystycznego w Nowym Jorku). Strehler (1958) podał, że w pierwszym półroczu 1956 r. trankwilizatory stanowiły 5,6% wszystkich zapisywanych w Stanach Zjednoczonych leków. Niektóre apteki osiągnęły nawet 20%. W Japonii w 1954 r. rozległ się alarm z powodu masowego nadużywania przez ludność amfetaminy (odpowiednik polski: psychedryna), niebezpiecznego w użyciu leku pobudzającego, propagowanego bezmyślnie przez przemysł farmaceutyczny wielu krajów. Od 1954 r. w Japonii i w wielu krajach obserwuje się stały wzrost spożycia trankwilizatorów i to na coraz większą skalę.
Długotrwałe zażywanie pigułek szczęścia grozi poważnymi następstwami dla zdrowia fizycznego i psychicznego: agranulocytoza, wyniszczenie ze spadkiem wagi, nieżyty jelit, hipokaliemia, żółtaczka z uszkodzeniem wątroby, obrzęki, głuchota, zapaści itd. Najgorszym z powikłań jest jednak grożący już wcześnie nałóg, w rodzaju meprobamatomanii lub eleniomanii, nie różniący się wiele od innych toksykomanii. Zwykle pierwszym objawem ?uspokojenia” pod wpływem meprobamatu jakiś czas zażywanego jest niemożność samorzutnego uśnięcia bez zażycia tabletki. Już z tego szczegółu widać, że chodzi o autosugestię, gdyż meprobamat nie ma zasadniczo właściwości nasennych. Wkrótce już daje się zauważyć przyzwyczajenie przechodzące stopniowo w nałóg, który ma wiele cech wspólnych z wszelką narkomanią. Pojawia się więc głód leku, niepokój przy próbie przeciwstawienia się nałogowi, nawet stany lękowe z pobudzeniem lub przygnębieniem, które może prowadzić do podszeptów samobójczych. Rozwinięty nałóg daje obraz kliniczny bardzo podobny do morfinizmu; nadano mu nawet nazwę choroby trankwilizatorowej (niem. Tianąuili- zerkrankheit). W stanach tych ustawiczny głód leków prowadzi do wyparcia uczuć wyższych i szlachetniejszych dążeń życiowych; pragnienie zdobycia leku góruje do tego stopnia, że uczuciowość wyższa może robić wrażenie wygasłej. Chorzy ci zajęci są swoimi dolegliwościami hipochondrycznymi i tylko w zdobyciu leku widzą ratunek. Egotyzm ten rzuca się szczególnie w oczy tym, którzy znali chorego dawniej; mogą oni porównać dawny stan z dzisiejszym i ocenić najlepiej katastrofalne zubożenie osobowości chorego.
Kalinowski (1958) przestrzega przed nagłym odstawieniem meprobamatu u ludzi, którzy go przedtem długo zażywali i popadli w stan głodu. Objawy abstynencyjne bywają podobne do tych, które widujemy po nagłym przerwaniu zażywania barbituranów lub alkoholu. Mogą wystąpić psychozy abstynencyjne, najczęściej typu majaczeniowego, również napady drgawkowe. Zjawiska tę są najlepszym dowodem, że zachodzi w tych przypadkach narkomania. Przy tej sposobności warto zwrócić uwagę na istotną różnicę między trankwilizatorami i pochodnymi fenotiazyny; te ostatnie mianowicie nawet po wieloletnim zażywaniu dużych dawek podtrzymujących nigdy nie doprowadzają do nałogu, tak jakby się włączały do przemiany materii nie w postaci ciała chemicznie obcego, lecz w postaci związku koniecznie potrzebnego do prawidłowych czynności psychofizjologicznych. Warto wspomnieć, że Kongres Stanów Zjednoczonych doceniając społeczne rozmiary tej klęski przeznaczył ogromne kredyty na badania i ocenę trankwilizatorów.
Gdyby przynajmniej można było zapewnić ludność, że spożywane masowo pigułki są absolutnie nieszkodliwe, wówczas w niewinny sposób można by uzyskiwać, oczywiście tylko poprzez autosugestię, spokój ducha, uspokojenie, ustąpienie zdenerwowania i lęku, uśmierzenie innych przykrych objawów. Tymczasem nawet gdy reklama i poważne publikacje naukowe zapewniają, że dany lek kojący jest zupełnie nietoksyczny, mimo to może się w nim czaić utajone niebezpieczeństwo, które dopiero po dłuższym czasie może wyjść na jaw. Tak się rzecz miała z lekiem, który stał się źródłem niebywałego skandalu i popłochu na całym świecie, wyprodukowanym w 1954 r. przez przemysł niemiecki pod nazwą Thalidomid i dopuszczonym po trzech latach solidnych badań do sprzedaży w RFN pod nazwą Contergan, w Belgii ? Softenon, w Anglii ? Distaval, w innych krajach ? Kevadon. Lek ten zażywany przez kobiety we wczesnym okresie ciąży powoduje zaburzenia rozwoju płodu, głównie niewykształcenie się kończyn (phocomelia). Źródła francuskie podają, że na skutek zażywania tego leku przyszło na świat tego rodzaju potworków około 20 000, z tego w RFN około 3 000. Do Polski lek ten na szczęście nie dotarł. Jasne jest, że lek ten stanowi zbyt niebezpieczne vehiculum psychotheiapeuti- cum. Z opisanego nieszczęścia można wyciągnąć pewien morał: należy poskromić snobizm, z którego wypływa kult leków zagranicznych dobrze rozreklamowanych. Do psychoterapii należy używać leków dobrze już wypróbowanych i znanych; należy też zamknąć szczelnie uszy na cisnące się zewsząd zalecenia reklamowe firm farmaceutycznych, które więcej dbają o zysk niż o dobro chorego. Międzykantonalna Stacja Kontroli Leków w Bernie ostrzegła lekarzy i farmaceutów przed lekarstwami zawierającymi talidomid (Phtalimidogluta-rimidum). Ostrzeżenie to polskie władze podały do wiadomości lekarzom i farmaceutom polskim. O powodzeniu trucizny świadczy fakt, że istnieją 24 synonimy tego niebezpiecznego leku, wchodzącego często w skład środków nasennych.
Niesława talidomidu nie znaczy bynajmniej, aby inne leki miały nie być równie szkodliwe. Przed kilkoma laty prasa doniosła, że holenderskie ministerstwo zdrowia wycofało z wolnej sprzedaży i zabroniło produkcji leku m e c i z i n e, sprzedawanego w różnych krajach pod przeróżnymi nazwami. Z badań przeprowadzonych w Szwecji zdaje się wynikać, że lek ten mógłby mieć podobne do talidomidu działanie, prowadząc do zniekształceń płodu. Prawdopodobnie po pewnym czasie ten sam los spotka wiele innych rozreklamowanych leków. Dla ludności całego świata płynie stąd przestroga, aby lekkomyślnie nie zażywać leków o nie znanym składzie i nie znanym działaniu. Przestroga ta może oczywiście trafić do ludności tylko poprzez lekarzy, którzy powinni zachować ostrożność w zapisywaniu leków, znanych im tylko z reklam firm farmaceutycznych.
W styczniu 1963 r. rozpoczął się we Francji w Caen proces 60 szarlatanów oskarżonych o wykonywanie nielegalnie zawodu lekarza i fabrykowanie niedozwolonych, szkodliwych dla zdrowia lekarstw. Oskarżeni są członkami szajki, która przez wiele lat działała na terenie całej Francji. Jak doniosła prasa, w- marcu 1960 r. policja francuska dokonała w Caen rewizji w ?Laboratorium biologii estetycznej i dietetycznej” i skonfiskowała tam skład pseudofarmaceutycznych środków. Przy sposobności znaleziono kartoteki wspólników, którzy podając się za lekarzy przepisywali naiwnym chorym cudowne leki skuteczne we wszelkich chorobach. W wyniku bezczelnej reklamy tysiące ludzi padło ofiarą oszustów. Przy tej sposobności wyszło na jaw, że na terenie Francji działa co najmniej 50 000 cudotwórców, którzy żerują na łatwowierności chorych. Większość z nich uprawia oszukańczą praktykę jawnie, ogłaszając się w gazetach. Mają oni nawet własne stowarzyszenie.