Analogiczne do opisanych powyżej pigułek szczęścia są ?pigułki zwycięstwa”, czyli środki dopingujące, nadużywane przez sportowców. W 1963 r. odbyło się w Uriage-les-Bains ?pierwsze europejskie kolokwium dla spraw dopingu w sportach zawodowych”. Na konferencji Międzynarodowego Komitetu do- spraw Dopingu, która odbyła się w Strasburgu w 1965 r., ustalono definicję dopingu i podano wykaz środków. Są to: 1) narkotyki, 2) pochodne amfetaminy, 3) pochodne strychniny, 4) trójnitrogliceryna, 5) mikoren, 6) fenmetrazyna, 7) eter etylowy. Na konferencji określono metodykę badania moczu na obecność środków dopingujących. Ustalono sposoby walki z nimi na płaszczyźnie regulaminowo-administracyjnej związków sportowych, unikając instancji praw- no-państwowych. Państwa, które podpisały ?konwencję strasburską”, zobowiązały się do włączenia swoich związków w akcję przeciwdopingową i do stosowania w razie nadużyć sankcji karnych w postaci czasowej lub dożywotniej dyskwalifikacji. Organizatorzy wielkich igrzysk sportowych zamieszczają w swoich regulaminach zarządzenia przeciwdopingowe i przestrzegają surowo tych uchwał. Lekarze sportowi obserwują i badają zawodników przed, w czasie i po zawodach, pobierają mocz i ślinę do badań pracownianych.
Aby podnieść swoją sprawność, sportowcy zażywają w ogromnych ilościach leki przeciwzmęczeniowe i podniecające. Liczą przy tym na spotęgowanie aktywności i przytłumienie hamulców emocjonalnych. Po zastosowaniu dopingu wyłącza się naturalny układ alarmowy, co prowadzi do przekroczenia maksymalnych granic fizjologicznego obciążenia aż nawet do śmierci włącznie. Działając na korę mózgową, środki te znoszą uczucie zmęczenia, zwężają naczynia krwionośne, podnoszą ciśnienie tętnicze, przyspieszają czynność serca, pobudzają ośrodek oddechowy i zwiększają zużycie tlenu. Znajduje to odbicie w wyglądzie zewnętrznym zawodnika: twarz blada, oczy wpadnięte, podkrążone, źrenice zwężone, nastrój przypominający stan hipomaniakalny. Środki te przepisują sportowcom niestety lekarze. Aby podnieść maksymalnie swoją sprawność, zawodnik przekracza znacznie ustaloną dawkę w przekonaniu, że im więcej tych leków zażyje, tym więcej wydobędzie z siebie sił. Z badań naukowych wynika ponad wszelką wątpliwość, że wartość działania środków dopingujących jest fikcyjna. Zdopingowane amfetaminą szczury nie pływają dłużej, lecz odwrotnie, krócej. Przytacza się wypadek, gdy jednej z drużyn baseballu w Stanach Zjednoczonych dano prawdziwe ?pigułki zwycięstwa”, drugiej zaś placebo. Przy równych warunkach wygrała ta druga. I tutaj znowu powraca nasz dawny problem ? placebo. Zawodnik, który zażył tabletkę podniecającą, wierzy w jej skuteczność. Dzięki temu podnosi się jego samopoczucie, wzmaga się jego wiara we własne siły, uciszają się wątpliwości. Gdyby nie zażył tabletki, miałby wątpliwości i obawy, mógłby się łatwo załamać w chwili wymagającej natężenia wszystkich sił. Tabletki te ? to nic innego jak znane nam lekarzom vehiculum psychotheiapeuticum. Stąd wniosek, że można by dawać sportowcom środki dopingujące, byleby one były absolutnie nieszkodliwe ? coś w rodzaju placebo. Ryzyko wyjścia na jaw oszustwa, choćby nawet podjętego z pobudek szlachetnych, byłoby zbyt wielkie. Czyż nie lepiej, aby sportowiec liczył na swoje przygotowanie do wyczynów, zdobyte solidną zaprawą sportową i płynącą stąd autosugestią?